Ile czasu musiało upłynąć żeby potrzeby kubków smakowych i duszy, przezwyciężyły lenistwo i zostały zaspokojone? Pół roku. Tak, dokładnie tyle czasu minęło odkąd ostatni raz piekłam chleb. Sama nie wiem dlaczego przestałam, na rzecz czego? Pszennych bułek których szczerze nie znoszę, dietowego styropianu który smakuje mi tylko i wyłącznie z centymetrową warstwą masła? Więcej grzechów takowych nie popełnię. Wiele mnie kosztowało żeby nie rzucić się na niego zaraz po wyjęciu z piekarnika. Kiedy ostygnął zasiedliśmy sobie przy stole, odkrawałam kromka po kromce i z szczęściem w oczach głucha na zdrowy rozsądek po prostu go pożerałam. Na szczęście w połowie zorientowałam się że wypada zrobić przerwę, i choć fotograficznie udokumentować istnienie chleba, bo dodatkowy centymetr w tali to słaby dowód. Ten chleb jest tego wart.
Składniki:
na zaczyn
100 gr wody
50 gr zakwasu żytniego
75 gr mąki orkiszowej
na ciasto
275 gr wody
30 gr miodu(polecam gryczany)
500 gr mąki orkiszowej
1,5 łyżeczki soli
1 łyżeczka sproszkowanych drożdży
Składniki zaczynu mieszamy, przykrywamy ściereczką i ostawiamy w ciepłe miejsce na 12-24 godziny. Po tym czasie zaczyn mieszamy z składnikami na ciasto, zagniatamy ręcznie lub mikserem na wolnych obrotach. Ciasto powinno być gładkie, mnie mikserem zajęło to lekko ponad 5 minut. Przykrywamy miskę ściereczka i odstawiamy ciasto do wyrośnięcia. Powinno podwoić swoją objętość. U mnie trwało to 2 godziny.
Keksówkę 25 cm smarujemy masłem i posypujemy otrębami (bułką tartą czy czym tam wolimy). Przekładamy do niej wyrośnięte ciasto, Odstawiamy ponownie w ciepłe miejsce na 1-1,5 godziny. Chleb wkładamy do nagrzanego do 230 stopni piekarnika, po 10 minutach zmniejszamy temperaturę do 200 stopni i pieczemy jeszcze przez 30 minut. Studzimy.
Smacznego!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz